poniedziałek, 21 maja 2012

Rozdział czwarty.



Jestem zjebany! Ale kurwa nie pierdole od rzeczy, ani nie jestem najebany, najnormalniej w świecie kurwa zakurwiałym muszę przyznać - ta, z niemałym trudem - że kurwa jestem zjebany, ostro zjebany, żeby tak spierdolić sprawę. To tylko ja zajebisty tak umiem, nikt kurwa tak nie potrafi. Nie dość, że na nią nie popatrzyłem to jeszcze kurwa, gdy ją wtedy spotkałem to dałem spierdolić, gdy już ją skojarzyłem. A ta szmata mi uciekła, ale tak, to najpierw ją spotkałem, dopiero później postanowiłem otworzyć tą kopertę, dopiero kurwa później, ale w końcu musiał mi ją ktoś dać, chyba to była ona... Ja pierdole, ale ze mnie jest kretyn, nigdy, ale to nigdy w moim kurewskim, wyjebistym, zajebistym życiu nie wyzywałem się od kurwa zjebów, kretynów, pojebów, wiec chyba..no chyba coś jest naprawdę na rzeczy. Ale co ja mam zrobić? Może wsiąść w prywatny, zajebisty, odrzutowiec i polecieć do Lafayette? A może kurwa jeszcze wylądować nim na jej dachu i wejść jak ten spasiony pedał Miki kurwa przez komin? Krzycząc jebane 'tu cie mam!'. Z resztą patrząc realnie..mógłbym, oczywiście skupiając się na samym leceniu do Lafayette i znalezieniu jej. O ile dalej tam mieszka..gorzej jak się wyprowadziła mała pizda i wtedy za chuja jej nie znajdę, bo jak? Mam kurwa oblecieć całe stany wzdłuż i wszerz, i jej szukać, po moim jebanym trupie... Zastanawiam się poważnie nad tym czy tam właśnie nie pojechać, chociaż najpierw musiałbym dowiedzieć się czy ona dalej tam mieszka..co mi z tego, że sobie wrócę na stare śmieci, aby ją znaleźć, a tam kurwa jej nie ma. Niemało bym się wkurwił, tak sądzę, a mnie bardzo trudno jest wkurwić, ale gdy już się to stanie, lepiej mi w drogę nie wchodzić. Z resztą, kurwa nie o tym.. do sedna, chociaż wątpię, aby udało mi się to streścić jakimś jednym zwięzłym, krótkim zdaniem. Chciałbym zgarnąć pojebów z mojego zajebistego zespołu i najzwyczajniej w świecie przypadkiem, bez jakiegoś zbędnego powodu, pojechać do Indianapolis, żeby tam kurwa zagrać wyjebany w kosmos koncert, nie inaczej. Tak to widzę, jakaś zajebista zapowiedź, że ze Stradlinem chcemy wrócić w rodzinne strony, blabla i kurwa takim o to sposobem zagrać koncert właśnie w pobliżu jej miejsca pobytu, wtedy można by było pojechać do brata..i przypadkiem ją spotkać, bądź kurwa odwiedzić, czy co tylko! Jaki ja jestem w tym zajebisty, w myśleniu.


- Stradlin kutasie niedomyty, kiedy mamy czas na jakikolwiek nowy koncert pytam grzecznie! - Ten człowiek zaczynał mnie coraz bardziej wyprowadzać z równowagi, a ja człowiek spokojny i opanowany, więc trudno mnie z niej wyprowadzić.
- A ja, po raz, kolejny, mowie, że, nie, jestem, jebaną, informacją! - Izzy odpowiedział ze stoickim spokojem, przerywając na praktycznie każde słowo, abym jak widać się bardziej wkurwił, jakbym był jakiś niedojebany, że mi trzeba jak dzieciakowi kurwa dwuletniemu, jeśli nie rocznemu tłumaczyć.
- A wpierdol to ty może byś chciał? - warknąłem na niego już z zaciśniętymi pięściami, mało brakowało, żebym mu nie wpierdolił.
- Whatever!
- Zaraz jak ci dam kurwa whatever.. - momentalnie do niego podbiegłem i podciągnąłem za szmaty.
- Różyczko, spokojnie, zobaczymy w jebanym kalendarzyku, zostaw Stradlina, nie widzisz, że jest naćpany, on ci kurwa cokolwiek teraz sensownego powie? - Slash próbował mnie uspokajać, nie chciałem nikogo bić, ale jednak, co poradzę? Przecież nie będę sobie targał nerwów na jakiegoś tam Izziego.
- Dobra, już kurwa! Pokażesz mi łaskawco ten jebany kalendarzyk, czy to też mam zrobić sam?!
- Pokażę, chodź ze mną, idziemy do tego skurwysyna, menadżera, ale jego tutaj zostaw! Wiesz, że Brad nie przepada za widokiem z ćpanych muzyków!?
- Taa..- wyburczałem jedynie, z niezadowoleniem malującym się na twarzy puściłem tego kutasa, wołałbym o wiele bardziej spuścić mu porządny łomot, ale co ja mogę, skoro dowiem się w końcu, kiedy ją zobaczę, wszystko inne przestaje się liczyć..


No i poszliśmy tam, jeszcze po drodze mało nie pobiłem jebanego foto-reportera, tak mnie niedoruchany kretyn wkurwił, gdyby nie uratował go nadjeżdżający radiowóz z sukami to za pewne już by nie żył, jednak wolę nie mieć więcej problemów z prawem niż miałem dotychczas. Chyba już wykorzystałem liczbę pobytów dwadzieścia cztery godziny w kiciu jak na jedną osobę, nie?! Mam już tego dość, na całe szczęście nie stało się nic, co mogłoby pokrzyżować mi plany. Niestety, ale kurwa szmaty dzisiaj się wam nie udało i chuj!
Kiedy wreszcie jechałem z Hudsonem windą na dwudzieste piętro mogłem odetchnąć z ulgą, nie mogło stać się już nic złego. W ogóle nie wiem, dlaczego zwyczajnie do niego nie zadzwoniliśmy, ale dobra, może przemilczę ten fakt.



- Wracamy jebaną kurwa taksówką, słyszysz skurwysynie?! - Nie przebierałem w słowach, nigdy tego nie robię, zresztą po chuj? Nie rozmawiam z jakąś kurwa staruchą, sprzed wojny secesyjnej, żeby zwracać się do niej z szacunkiem, z resztą, czy ja kiedykolwiek kogoś szanowałem? Sądzę, że jeśli tak to dawno i nieprawda, tyle powiem.
- Masz jak w banku!



Gdy winda wydała z siebie charakterystyczny dźwięk i otworzyła się na naszym piętrze od razu pognaliśmy do pokoju tego bufona, którego wręcz nienawidzę, próbuje mnie chuj wychowywać.


Nie pij tyle! Nie ćpajcie przed próbą! Przychodźcie na próbę zdatni do użytku, a nie na takim kacu, że nie da się z wami pracować! - Kim ja kurwa jestem i kim on kurwa jest, żeby w taki sposób się do mnie i do chłopaków odzywać? Nie rozumiem tego, ale chyba nigdy nie zrozumiem. Jeszcze często mi podpierdalał strzykawki, ale kurwa pełne strzykawki, a nie jakieś puste, puste to se może i wszystkie zabrać, i w dupę wsadzić, ale nie pełne, które nawet nie były używane. Zjeb pieprzony, pcha łapy tam gdzie kurwa nie trzeba, nie bronie mu ćpać, więc czemu on próbuje za wszelką cenę zabronić mi? Jestem chyba dorosły i mogę sam o siebie zadbać, nie? A on perfidnie próbuje wpychać się ze swoim zasmarkanym nosem gdzie nie go nie chcą, jest naszym menadżerem czy jakąś jebaną niańką? Nie po to go zatrudniam. A co jest najgorsze w tym wszystkim? To jest najgorsze, że go nie zwolnię, bo jest w tym, co robi tak zajebiście dobry, i znosi to wszystko, a to jest jednak coś, co trzeba w pewien sposób uszanować. Chociaż sam nie wiem czy to potrafię. Weszliśmy jak zwykle bez pukania, gadał przez telefon, kiedy tylko nas zobaczył rzucił do słuchawki krótkie, lecz twarde 'Oddzwonię'.


- Witam panowie, co sprowadza was dziś? - jak ja nienawidzę tonu jego głosu, tego biurowego żargonu, czy jak to się zwie, jego zwyczajnie nienawidzę, więc chyba jasne, że wszystkiego, co z nim związane również.


- Rose chce się dowiedzieć, kiedy można wcisnąć koncert w Indianapolis.


- Siądźcie. - pokazał na krzesła przed biurkiem, w którym właśnie zaczął przeszukiwać szuflady, każdą po kolei. A my z Hudsonem sobie klapnęliśmy, z racji, że te krzesła nie powiem, są dość wygodne.
- Co my tutaj..a jest! - wyciągnął wreszcie z jednej z tych szuflad wielki kalendarz


- No to kurwa może się ruszysz, bo nie będę tu siedział jak ten chuj czekając, aż wreszcie mi odpowiesz. - denerwowałem się, ogólnie widok tego faceta mnie tak cholernie irytował.
- Tak, już. Proszę, o to wszystkie zapiski trasy na dwa miesiące. Niech pan sam obejrzy. - podsunął mi ten kalendarz, i zacząłem szukać. Ani trochę mnie to nie usatysfakcjonowałem, zamknąłem go z wielka siłą, mało brakowało, żebym nim w niego nie cisnął. Wyszedłem stamtąd, nie ma cierpliwości do tego faceta, działa mi zwyczajnie na nerwy swoim widokiem, cóż, czasem tak kurwa bywa. Muszę się do tego przyzwyczaić, damy rade! Jakoś kurwa.


Tak, myślę, że taka właśnie opcja będzie zajebista, niestety, ale czas kurwa na koncert gdziekolwiek mamy dopiero..za trzy miesiące. Nie no kurwa, zajebiście, jak widać troszkę sobie poczekam, aż ją zobaczę. Ale przynajmniej, zdąże wszystko ładnie względnie w głowie poukładać, poskładać, uda mi się coś wymyślić, co mam powiedzieć, kiedy w końcu ją zobaczę przed sobą, żeby jak ten jebany chuj nie zapomnieć języka w mordzie. Wtedy byłbym, co najmniej na siebie wściekły, ale to, co najmniej! To byłaby porażka na całej linii. Wszystko jeszcze przemyśle, spokojnie, mamy czas, całe jebane trzy..długie..miesiące..o ja pierdole jak to długo. Wiele litrów Nightraina się przeleje, to samo z moim przyjacielem Bemem, oraz drugim zajebistym, najlepszym kumplem Danielsem. Wiele białego proszku się przesypie, wiele strzykaweczek pójdzie w ruch, ale pierdole, wymyśle coś, muszę.. Dam radę, co nie? Sądzę, że nic innego mi nie pozostało, ale kurwa teraz wszystko będzie ciągnęło mnie, żeby ją odnaleźć, co ja kurwa zrobię, będą mnie jebane myśli męczyły, nie będę mógł kurwa spać. Jak ja to przeżyje?



4 komentarze:

  1. Hah i on sobie wmawia , że jest spokojny i trudno go wyprowadzić z równowagi .. : D

    OdpowiedzUsuń
  2. taaak, Axl jest oazą spokoju xD
    Powiem Ci, że jakoś myślałam, że Martha powie panu Różyczce kim jest ..
    Albo, że on szybciej przetworzy informację.
    Lecę czytać dalej ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam plan napisać komentarz w najnowszym rozdziale po nadrobieniu wszystkiego, ale nie mogę się powstrzymać!
    Straaaasznie dużo przekleństw. A najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że są tu u Cb po prostu genialne! Idealnie oddają "spokojny" charakter Axla xD
    Nie marnuję więcej czasu, czytam dalej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dokładnie! Zgadzam się z poprzedniczką. Jak czytam przemyślenia Axl'a od razu nasuwa mi się na myśl: "Jestem oazą spokoju. Pierdolonym, kurwa, zajebiście wyluzowanym kwiatem na tafli jeziora. Prawdę mówiąc jestem wyluzowana jak wagon pełen pierdolonych, medytujacych tybetańskich mnichów." Czytając przekleństwa mimowolnie się uśmiecham, hmm... to chyba jeszcze nie choroba :D Piszesz świetnie!

    OdpowiedzUsuń