poniedziałek, 21 maja 2012

Rozdział szósty.



Któregoś zajebiście pięknego dnia Slash mnie tak wkurwił, naprawdę mnie wkurwił. Na dodatek skwitował wszystko swoim pierdolonym wkurwiającym tonem głosu : 'Oh, nagle ci się kurwa jakaś laska przypomniała i będziesz mi głowę zawracał, było się nie zachować jak skończony skurwiel, byś nie musiał wszystkiego naprawiać'. A żeby było jeszcze lepiej dopowiedział: 'Prawda w oczy kole Rose?!' jak się nie zamachnąłem jak mu nie wyjebałem w ten jego pieprzony, pusty łeb..nie odzywał się do mnie przez prawie tydzień, z resztą, bynajmniej mnie nie wkurwiał.
- Mam rozumieć, że musimy zmieniać nasze plany koncertowe dla jakiejś suki? W dodatku takiej, której nie widziałeś od pięciu lat? Błagam, czy ty rozum postra..ta, zacznijmy od tego czy ty go w ogóle miałeś. - wykłócał się ze mną Slash, nie potrafiłem się opanować, próbowałem, zaciskałem pięści z całych sił, byle nie zrobić o jedną rzecz za dużo.
- Nie dociera do ciebie owłosiony patafianie, że kurwa nie twoja sprawa kim jest, a w ogóle jakim prawem kurwa mówisz w taki sposób skoro suka to dziwka to ją obrażasz!
- Od kiedy ty kurwa mać się o to czepiasz, każda laska to dziwka, suka, czy kurwa?!
- A wpierdol to ty dawno miałeś, kobieta, a dziwka to..
- Kobieta? Kurwa, zapiszcie, Axl mówi kobieta. - roześmiał mi się prosto w twarz, perfidnie prosił się o wpierdol. Ba! On mnie o niego błagał, ale nie..jeszcze nie.
- Jeszcze słowo..
- Odjebało ci stary!
- Mi? Tobie kurwa, jebie cię to gdzie jesteśmy, kiedy i po co, a tu jak nagle spytałem grzecznie czy nie przeszkadzałoby wam, żebyśmy ze Stradlinem pojechali..
- Tak, i właśnie mi przeszkadza.
- Mógłbyś mi kurwa nie przerywać? - teraz nie wytrzymałem, zamachnąłem się, mało mu nie przyjebałem. Mało, bo kurwa Duff pojawił się z nikąd i przechwycił moją pięść w locie.
- Uspokój się Rose! Nie pobijesz go, kto ci będzie grał?!
- Spierdalaj, może ty chcesz wpierdol? - teraz i na niego warczałem, byłem nieźle podkurwiony już.
- Spierdalam stąd, ale kurwa się kontroluj, tak? - jak ja nienawidzę takich gadek, ale na szczęście Duff zniknął z zasięgu mojego wzroku, na całe szczęście 
- Może kurwa w końcu dasz mi dojść do słowa?
- Ta. Skoro musisz. - tak, ten człowiek błagał o ten wpierdol.
- Muszę. Więc łaskawie daj mi dokończyć, co ci chuju pieprzony się stanie, jeśli pojedziesz tam? Ty przeważnie jesteś taki najebany, że nie zdajesz sobie sprawy, w jakim stanie jesteś, w jakim mieście, jaki mamy jebany miesiąc, która jest godzina, jaki dzień tygodnia..nic kompletnie! Więc pytam grzecznie, co ci to przeszkadza, że pojedziemy tam? No kurwa łaskawie mnie oświeć.
- A to, że kurwa jesteś pojebany. Z tego co mówisz to może dałbyś tej lasce w końcu spokój, przyjechała tu, ty nie raczyłeś z nią pogadać, a teraz jak ten jebany skurwiel jeszcze będziesz jej zatruwał życie swoją osobą? Pomyśl chwile. Myślisz czasem o kimś innym niż o sobie?
- Czasem. - odburknąłem od niechcenia, miał racje, za często to, to nie było, ale chuj mu do tego.
- Właśnie, a pomyśl może logicznie. Czy ty na jej miejscu chciałbyś ją widzieć na oczy? Znów, gdyby wcześniej cie olała? I to jeszcze w taki skurwiały sposób? - Slash zaczynał wiercić mnie swoimi oczami, które nie wiem, jakim cudem były widoczne spod jego włosów.
- To jest.. - nie wiedziałem kompletnie jak mam się bronić, co mówić, nic, autentycznie zabrakło mi języka w gębie. - co innego! Tak. To jest całkowicie kurwa inna sprawa, inna sytuacja, tego nie można w taki sposób porównywać! - wreszcie po długim zastanowieniu się..udało mi się, co nieco powiedzieć.
- Pfy! Jesteś naprawdę zjebany. - i teraz właśnie przejebał sobie, zaraz padną słowa, które raniły moją duszę gorzej niż jakieś pieprzone sztylety wbijane w serce, autentycznie. - Kurwa, prawda w oczy kole, nie? Tyle powiem, boisz się kurwa prawdy! Bo ona cię boli, zjebałeś sprawę Rose, zjebałeś! Albo byłeś zawsze taki zjebany, albo najwidoczniej na nią nie zasługiwałeś nigdy, a ona..nie znam jej, ale pewnie coś w tobie widziała, coś..czego nikt inny kurwa nigdy nie zobaczy! - znów zaczynał śmiać mi się prosto w twarz. Nie wytrzymałem, pięści mocniej zaciskać się nie dało, nie dało. Rzuciłem się na niego, to trwało dosłownie kilka sekund, może kilkanaście. Zacząłem okładać go pięściami po twarzy, ledwo się obejrzałem, a leżał na ziemi, jedną ręką trzymałem jego ręce, aby przypadkiem nie przyszło mu do głowy się obronić. Przejebałem? Kto tu przejebał? Sam przejebał sprawę. Dopiero, gdy poczułem, że krwawi..odsunąłem się. Nawet Steven oberwał, próbował mnie odciągnąć, niestety nie udało mu się. Nie chciałem go bić, ale..to jego wina, tylko i wyłącznie jego wina, niczyja inna. Zostawiłem ich, Steven z Izzym przykładali mu woreczek z lodem do twarzy..a ja spierdoliłem, jak tchórz, sam dziwie się, że aż tak potrafię się poniżyć, ale przecież to szczera prawda. Jestem tchórzem. Aby wyładować całą frustracje poszedłem na dziwki, wyjebałem dwie tak jak zwykle, ledwo wytrzymywały, ale za coś kurwa kasa musi być, tak? 
Kiedy w końcu wróciłem, po dość długim czasie do pokoju, zastałem Stevena siedzącego naprzeciw drzwi, aż się skrzywiłem. Bałem się, że zaraz będzie chciał o czymś ze mną rozmawiać, czyli ‘dlaczego nie bierzesz swoich leków’ nakłamałem mu z tymi lekami, ale.. Steven jest chyba najmniej wkurwiający z nich wszystkich. Dlatego starałem się nie pokazać mu na starcie, że nie będę z nim rozmawiał.
- Wróciłeś.. – powiedział jakby od niechcenia, nie uśmiechał się jak zawsze, czyli jednak czeka mnie skurwiała rozmowa na ten temat. Świetnie jest!
- Mniej więcej. Co jest? 
- Możemy sobie chwile pogadać jak facet z facetem? 
- Dobra, ale.. Dobra. – po tych słowach siadłem obok niego, biorąc wcześniej butelkę wódki, która stała sobie gdzieś na stoliku, samotna. Pociągnąłem z niej łyk i spojrzałem na Stevena, zawsze było mi go szkoda, że musi to wszystko znosić, był inny niż taki Slash, ale to nie znaczy, że gorszy.
- Co się stało?
- Nic się kurwa nie stało, zwyczajnie mnie wkurwił, to mu wyjebałem. - w sumie było w tym trochę prawdy. Wkurzył mnie, więc siłą rzeczy sobie na to zasłużył. Ale powody były dwa. Więc fifty-fifty.
- Rose pierdolcu, mówię serio.
- A ja niby sobie jaja robię? Nie wkurzaj chociaż ty..
- Mi też obijesz ryj, oraz miejsca, których obijać się nie powinno?
- Jak będziesz zadawał głupie pytanie to tak! - zaczynam na niego warczeć, wkurza mnie. Nie chcę zachowywać się jak ciot, pokazywać się z tak chujowej strony. Czyli okazywać słabość, której okazać zwyczajnie nie powinienem. W końcu ja nie jestem ciotowatym debilem, nie?
- Opowiedz. Przecież nic ci nie będzie! Jesteś dla mnie jak brat, nie mogę się czegoś o tobie dowiedzieć? Z czasów kiedy jeszcze się nie znaliśmy?
- Dobra, już! - poddałem się, miałem dość, już wolałem dać sobie spokój i może będzie mi wtedy lepiej. W sumie nigdy nikomu o tym nie mówiłem, więc kto to wie? - Bo taka laska jest..poznaliśmy się jakiś czas temu. Kilka lat temu..
- Tak? Znam ją? Widziałem?
- Nie! Znaczy tak, ale przez chwilę. Była po podpis gdy graliśmy w Tennessee. 
- Pewnie nawet nie zwróciłem uwagi, co z nią?
- Zakochałem się, obiecałem wiele rzeczy, zraniłem, skrzywdziłem, wykorzystałem, mimo, że trudno jest mi się przyznać do błędu to tak właśnie nie inaczej było. Pierwszy raz chyba tak to nazwałem 'krzywdą, wykorzystaniem' chyba pierwszy raz. O ile pamięć mnie nie myli. 
- No tak, czyli od zawsze miałeś cięcie na mnie krzywdzenie?
- Nie, psychicznie! Nigdy jej nie uderzyłem, nie w takim sensie. 
- Co jej zrobiłeś? - wkurwiały mnie te jego pytania, jednak nie okazałem tego, bo z drugiej strony wiedziałem, że moje sprawy go naprawdę interesowały, że nie traktował mnie jak robi to Slash..mów zdrów, bylebyś szybko skończył.
- Zjebałem sprawę. Naopowiadałem jej tak wiele rzeczy, samą prawdę, jednak przysięgi i obietnic się nie łamie, a ja wszystko co obiecałem, przysięgłem i przyrzekłem zwyczajnie złamałem. 
- Tak, to niedobrze, obietnice to coś poważnego, dlatego lepiej pochopnie ich nie zawierać, przysięgi i przyrzeczeń również. 
- Wiem to. Najgorsze jest to, że przysięgłem gdy wyjeżdżałem z Lafayette, że po nią wrócę, a jestem tu już pięć i nawet nigdy do niej nie zadzwoniłem, od pięciu jebanych lat. Zero kontaktu.
- Kurwa mać..- Steven zawsze w taki sposób to wypowiadał, oznaczało to całkowite rozczarowanie się, poddanie, wcale mu się nie dziwie, skurwiel ze mnie. 
- To nie koniec Adlerku kurwa, jeszcze gorszym skurwysynem jestem.
- Nie koniec? Co można gorszego zrobić? - jego wzrok mówił za siebie, niesamowicie go zawiodłem, mogłem wyjść i dać sobie spokój z brudami z mojego prywatnego życia, miałem ochotę sam siebie pobić za moją inteligencję.
- Ona..kupiła mi bilet do LA. Kupiła tam dla mnie mieszkanie, w którym na początku pomieszkiwałem, w dodatku załatwiła mi pracę, dała sporo hajsu. A to wszystko dlatego, że..- urwałem, nie wierzę, głos zaczynał mi drżeć, ale to z nerwów, na pewno z nerwów.
- Naiwna..- usłyszałem po chwili gdy zamilkłem.
- Obiecałem, że po nią przyjadę kiedy zarobię pieniądze, kiedy kurwa będę miał jak ją utrzymać, kiedy będę dobrze prosperujący..kurwa jego mać, nie mów tak, nie jest naiwna! - teraz się zdenerwowałem, ale nie dziwię mu się, naiwna była, ale w sposób słodki. Nie chciała wierzyć, jednak tak kurewsko mocno ją zapewniałem, że nie kłamię.
- Wybacz, ta jakoś..
- Zapewniałem ją tyle razy, a kurwa później zachowałem się jak totalny pieprzony tchórz, tchórz, nikt więcej. Właśnie jak nikt! 
- Ja nie rozumiem co ty tu jeszcze robisz. Ja już dawno wróciłbym na stare śmieci, poszukał jej, błagał o wybaczenie, poniżał się, byle by mi wybaczyła.
- Pojadę..pojadę, ale muszę wszystko poukładać w głowię, czaisz? 
- Tak. Chociaż nie wiem czemu nie zatrzymałeś jej gdy to ona przyjechała, aby zobaczyć ciebie. - Steven mówił już wszystko obojętnym głosem, jako dobra duszyczka widać się cholernie przejął tym wszystkim.
- Bo skurwysyn ze mnie..skończmy temat. Jestem wyjebany!
- Jak chcesz…

**************************
- No kto by pomyślał, że nagle zaczęło interesować was moje życie prywatne, tak jak zwykle miałeś to gdzieś - jak i cała reszta - tak teraz wpychasz nos w nieswoje sprawy!
- Nieswoje? Może i nieswoje, ale kurwa mam prawo wiedzieć za co dostałem takie wciry, nie? Więc opowiedz mi właśnie teraz..kim ona jest? - Slash pierwszy raz od kiedy się znamy wykazywał jakiekolwiek zainteresowanie mną, oraz moimi sprawami. Ogólnie tym co mówię.
- To jest Marta, moja była..tak naprawdę z nią nawet nie zerwałem. Ale nie widzieliśmy się od 5 lat, prawie sześciu, akurat tyle mieszkam w LA. 
- Dobra..i co w związku z nią? 
- No i..Kuźwa ona mi wszystko tu załatwiła, czaisz? 
- Cały przyjazd do LA? 
- Tak, właśnie, to mieszkanie w którym kiedyś mieszkałem, i pracę z której i tak zrezygnowałem. Niezłą sumkę pieniędzy mi dała, na tak zwany 'start', które i tak poszły na działki Hery, zamiast na jedzenie.
- Skąd miała, aż tyle pieniędzy, żeby ci pożyczyć, w dodatku mieszkanie, pracę? - dopytywał, a ja czułem się jak na spowiedzi, co najmniej.
- Jest modelką, albo była, sam już nie wiem, nie pamiętam czy dostała kontrakt, czy to z jakiegoś pokazu, lub sesji. - przerażało mnie to w pewnym sensie, że już nie pamiętam o niej, nawet jej twarz, ona cała, nie pamiętam jej, chyba bym jej nie poznał, tak jak wtedy..
- Rozumiem, czyli modelka..coś więcej? Dlaczego się tyle nie widzieliście skoro tak mocno ci kurwa pomogła? 
- Bo skurwysyn ze mnie.
- Powiedz coś, czego nie wiem. - nawet już mnie ta odzywka nie ruszała, bo to najszczersza prawda.
- Bo się zmieniłem, wypiąłem na nią stwierdziłem, że jest jedynie pojebana i naiwna, jak to bywa większość dziewczyn i wysłałem ją do wszystkich diabłów. - westchnąłem w bardzo ciężki i dobitny sposób, wtedy tak myślałem właśnie, ale od kiedy ją zobaczyłem..
odezwały się wyrzuty sumienia, chociaż sam nie wiedziałem, że owe skurwysyństwo posiadam. - W końcu Axl Rose nie będzie oddany kurwa jednej lali, nie?! Bo w końcu wtedy w pełni rockendrolowcem bym nie był. 
- Seks z dziwkami, groupies, oraz przypadkowymi napalonymi, bądź mniej laskami, nie wchodził by w grę, w tym rzecz? - on to bardziej stwierdził niż zapytał.
- Właśnie, o to kuźwa chodzi. 
- Chyba już wszystko wiem, co wiedzieć mi potrzeba było, więc..
- Spierdalam stąd..
Wróciłem do pokoju, taksówką było bezpiecznie, zatrzymała się przed hotelem, więc była prosta droga. Chciałem jeszcze raz obejrzeć to co mi dała, w tej kopercie było wiele rzeczy, była napakowana, w dodatku wiele..wspomnień.
Siadłem przy stoliku, wziąłem ją i wszystko wysypałem. Od czego zacząć? Pierścionek.


- Jesteś głupi, pierścionek? Williaam! - Śmiała się w tak słodki sposób, że o niczym innym nie marzyłem, tylko ją przytulać, wy przytulać, tak ślicznie pachniała. 
- Daj paluszek..
- Proszę, chociaż nie wiem co to ma znaczyć, oświadczasz mi się? - Gdy podała mi swoją dłoń wypuściłem ją z uścisku, klęknąłem na jedno kolano, nałożyłem jej owy błyszczący, lecz najtańszy, pierścionek na paluszek i zacząłem obcałowywać jej śliczną, gładką skórę dłoni. Uwielbiałem ją, nie skórę, Martę. - Głupek. Głupek. Głupek.
- Nie głupek, tylko kurwa zakochany do szaleństwa William, Twój narzeczony maleńka.
- Kłamiesz.. przecież..
- Nigdy nie kłamałem, oraz nigdy Cię nie okłamię.. przysięgam! - Znów znalazłem się obok niej, znów ją przytulałem, kochałem jej zapach, przepięknie pachniała, zawsze.
- Przysięgasz? Przysięgasz, że nigdy mnie nie zostawisz? 
- Przysięgam, jak możesz wątpić? - powiedziałem z lekkim oburzeniem, jakbym się denerwował, że w ogóle śmie o to pytać.
- Przepraszam. Nie złość się.. przepraszam.
- Nie, skarbie..nie bój się. - nienawidziłem gdy zaczynała mówić smutnym, drżącym głosikiem, w dodatku się wystraszyła, bo próbowała uciec z mojego uścisku, jednak ja trzymałem ją bardzo mocno, aby się nie bała.
- Nie..nie boje. - wiedziałem, że kłamała, ale jednak nie chciałem mojej biednej Martusi straszyć bardziej. Przytulałem ją z całych sił, aby się mnie nie bała. 
- Przysięgam, nie kłamię i nigdy bym w takich sprawach nie kłamał, nawet nie mijałbym się w najmniejszym stopniu z prawdą, moja mała. 
- wierzę cii..- widziałem ulgę w jej oczach, oraz o wiele mniejszy strach, który wcześniej mocno się odznaczał, w jej ślicznych czarnych jak węgielki oczkach. Uwielbiałem ją.


Nie wierzyłem, że aż takie rzeczy jej naopowiadałem, wracało teraz do mnie to wszystko, ze zdwojoną siłą. Przykro mi, naprawdę przykro, odstawiając wszystko na bok, byłem dla niej wszystkim, to nie egoizm, bo wiem zwyczajnie, że ona czuła to samo co ja, a dla mnie była całym światem. Dopóki nie spróbowałem Heroiny w Los Angeles od Izziego w dodatku, to był kurewski błąd. Naprawdę był to najgorszy błąd jakiego dokonałem, największy pod względem konsekwencji. Teraz dopiero zauważyłem jak mocno musiałem ją skrzywdzić. 
Następny jest list, śliczne pismo odręczne, Marta zawsze umiała wszystko w zajebisty sposób ujmować. Szkoda, że ja teraz nie potrafię ująć tego wszystkiego w mojej głowie, poukładać, mam cholerny mętlik. 
Otwieram list, który czytałem już z dobre dziesięć razy, jest jak sztylet, który chce przebić moje zakurwiałe serce na wylot.. szczery do bólu, dokładnie tak. Przeczytam raz jeszcze, może naprawdę pomoże mi to w poukładaniu sobie wszystkiego. 

„Najdroższy Williamie!

Najprawdopodobniej nie pamiętasz już, że kiedyś chciałeś aby tak się do Ciebie zwracano. Teraz jesteś Axlem Rose, słynnym frontmanem zespołu rockowego. Zapewne nic po starym Williamie w Tobie nie zostało, teraz masz wszystko czego Ci trzeba na wyciągnięcie ręki. Wystarczy, że sięgniesz do kieszeni po odpowiednią kwotę i nie brakuje Ci niczego. Chciałabym wierzyć, że jest inaczej, że jednak dostrzegasz wartości wyższe, których nie można nabyć wykładając odpowiednią sumę. Kiedyś dostrzegałeś tylko te wartości. Zakładam, że nawet o mnie nie pamiętasz. To chyba boli najbardziej, gdy wciąż w głowie rozbrzmiewają słowa Twych obietnic. Że już zawsze. Do śmierci. Nierozłączni. Jeszcze do dzisiaj pamiętam Twoje piękne oczy, jak patrzyłeś na mnie z zachwytem i widać w nich było jak pałałeś do mnie miłością. Błyszczały jak dwa, ogromne szmaragdy a ja mogłam się zatracać w nich bez końca. Pamiętam doskonale smak Twoich ust. Pamiętam jak się nimi zatapiałeś w moich wargach i całowałeś mnie tak czule, że niemal w każdym zakątku mojego ciała czułam rozlewające się ciepło, miłość. Po plecach przechodziły mi dreszcze. Niestety wspomnienia nie odtwarzają także odczuć, nie czuję już wcale ciepło. Jest mi zimno i pusto, zupełnie tak jakbym umarła. Jakbym zagubiła się w jakąś okropną śnieżycę i nie mogła znaleźć drogi powrotnej, bo wydaje mi się, że tylko wtedy gdybyś wyciągnął po mnie dłoń byłaby na to szansa. Gdyby wrócił mój Willy, który mówił, że nie puści mojej dłoni nigdy, że już jesteśmy jednością, stworzymy rodzinę i bez względu na niespodzianki jakie los Nam sprawi będziemy razem, zawsze znajdziemy drogę powrotną przez którą będzie prowadziła Nas miłość. Wiele bym dała, aby jeszcze raz poczuć Twój dotyk, jak gładzisz mnie po policzku i słodko się do mnie uśmiechasz, mówiąc mi jaka jestem piękna. Pamiętam jeszcze Nasze ciała złączone w miłosnym uniesieniu. Pamiętam jak wirował mi cały świat, jak kręciło się w głowie. Traciłam zmysły. Ciało mi płonęło i czułam jakbym się pod Tobą rozpływała. Ty byłeś taki piękny, miałeś cudowny wyraz twarzy, czoło miałeś zroszone kropelkami świeżego potu i wyglądałeś bajecznie. Wokół jakby pachniało miłością. Miłością, nie seksem, bo zawsze się kochaliśmy, to był pewien rodzaj magii a doznania fizyczne były tylko dodatkiem. Potem leżałeś obok i wtulałeś mnie w siebie. To była rutyna, zawsze tak zasypialiśmy i się budziliśmy. Mimo wszystko, zawsze wspierałam Cię w Twoich marzeniach, cieszyłam się, że wszystko Ci się układa. Byłeś taki szczęśliwy, rozpromieniony i planowałeś Naszą wspólną przyszłość w ogromnej willi, a potem w małym drewnianym domku, gdzie mieliśmy oglądać zachody słońca, siedząc pod kocem na bujanych fotelach. Teraz? Teraz oboje jesteśmy na dwóch różnych krańcach kraju. Jesteśmy dwojgiem innych ludzi, każde z Nas ma teraz inny świat. Żyjesz sobie teraz tak jak marzyłeś by żyć, masz wszystko czego niegdyś Ci brakowało, a nawet więcej. Za to mi odebrałeś wszystko i zostawiłeś samą. Samą w zimnym łóżku, pozostawiając zaledwie wspomnienia. Jednak ja nadal Cię kocham i nie umiem przestać mimo wszystkich nieudolnych prób. Taka miłość zawsze jest pierwsza, najprawdziwsza i jedyna. Nie było nikogo przed Tobą ani nie będzie nikogo po Tobie. Mam nadzieję, że ten list choć trochę kogoś Ci przypomina. Kogoś kto zaprzedał Ci swoje serce na wieki..





Wiecznie Twoja
    Marta”

Jaki ja jestem zjebany, kto dał mi prawo tak ją skrzywdzić, dał mi ktoś to pierdolone prawo? Nie wiem za co ja jej to zrobiłem, za to, że była najwspanialszą kobietą w moim życiu? Że mnie znosiła, że tak cholernie się starała, aby spełniać MOJE marzenia?! Jaki ze mnie jest skurwysyn, pieprzony sukinsyn. Tak skrzywdzić. Wiem, że się powtarzam, ale zwyczajnie inaczej nie mogę się określać, oraz tego co jej zrobiłem, bo to zwyczajnie krzywda, skrzywdzenie. 
Nigdy sobie tego nie wybaczę, liczę jedynie na to, że moje winy zostaną wybaczone. Tak bardzo chciałbym znów ją przytulić, nieważne, że nigdy tego nie robię, ale tak cholernie chciałbym.. żadną inną, tylko ją. Może i jestem teraz całkowicie inny, dobrze mi z tym, nie będę kłamał. Jednak chciałbym to wszystko rzucić i jechać do niej, powiedzieć jak bardzo żałuję, jak bardzo tęskniłem, bo tak właśnie jest..
- Jestem jebanym tchórzem, nikim więcej. - gadam do siebie, to jest wręcz chore, poschizowane. Siedzę ze strzykawką w ręce. Kochany Brownstone. Kurwa mać, nie ma nic lepszego. Tak, wiem, to jest droga na skróty, wyrzuty sumienia przestają tak kurewsko męczyć, jebać to, jestem jebanym tchórzem! Ktoś mówił, że nie? Jeśli tak, to kurewsko ściemniał.
Zaciskam zęby, aby ukazać żyły i ścięgna mojej szyi. Gdy już miałem do nich dostęp jednym szybkim i trafnym ruchem wbijam małą strzykaweczkę w szyje, naciskam jej spust..od razu lepiej. Jednak dalej mi mało. Podgrzewam nad zapalniczką łyżeczkę z płynem, odciągam go do strzykawki. Po chwili wykonując tę samą czynność co wcześniej. Czuje rozchodzącą się moimi żyłami fale przyjemności, ale i niesamowitej ulgi związanej z narkotykiem. Moja ręka bezsilnie opada w dół, moja głowa również, moje ciało zachowuje się jakby nie należało do mnie. Leżę na podłodze całkowicie nieświadomy tego, że właśnie odleciałem, każda kończyna odmawia posłuszeństwa, mimo woli zamykam oczy.

2 komentarze: