poniedziałek, 21 maja 2012

Rozdział dziesiąty.

Godzina dziesiąta z groszami, Marta wraz z Donną, uszykowane, gotowe i zwarte podążają ulicami Lafayette wprost pod bar, w którym podobno życie jednej z nich ma odwrócić się o sto osiemdziesiąt stopni, zmienić się. Chociaż nikt nie wie jak potoczą się losy tych dwóch bohaterek, każdej z nich inaczej, tyle wiemy.  Znalazły się w barze. Na scenie rozkładał się zespół, Guns n Roses, no kto by pomyślał. Chyba nikt by się tego nie spodziewał po takiej małej miejscowości. Jednak to się działo, Izzy wraz z Duffem rozkładali na malusiej scenie swoje instrumenty, podłączali do wzmacniaczy, wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Siadły przy stoliczku w rogu sali, najbardziej oddalonym od sceny. Tak właśnie chciała Marta.
Za to za kulisami niejaki Axl Rose siedział jak na szpilkach, czekając na tą ostateczną godzinę, wpół do 11. W zwyczaju mieli spóźniać się na występy, jednak teraz nie było takiej opcji, za mocno się stresował. Wyraz jego twarzy mówił sam za siebie. Był niesamowicie zdenerwowany, jakby był małym chłopcem, biednym i wystraszonym. Jednak jak wiadomo dzieciak nie rzuca wiązankami przekleństw tak zgrabnie poskładanymi.
Wybiła ostateczna godzina, ten dzień może zmienić życie tym dwóm osobom w wielkim, znaczącym stopniu. 
Zespół wychodzi, Axl nieco chwiejnym krokiem podchodzi pod koniec sceny, aby przyjrzeć się niby w naturalny sposób publiczności. Szuka wzrokiem znajomej dziewczyny, jest dość ciemno, trudno kogoś odszukać. Muzyka gra, Slash puka kolegę w ramie, pokazując ruchem głowy, aby zaczynał śpiewać. Słychać pierwsze słowa piosenki ‘Welcome to the Jungle’. Mimo spięcia Axl radzi sobie wspaniale, można powiedzieć, że nic po nim nie było widać. 
- Teraz coś..coś specjal..specjalnego, na tę właśnie oka..okazję. - jąkał się, aż nie do pomyślenia, jednak zgrabnie odkręcał to tak, aby wyglądało, że sobie czknął, czyli pijacka czkawka, coś co w jego przypadku jest czymś całkowicie naturalnym. 

Po chwili Slash zaczął grać swoje wejście, po którym każdy rozpoznał już jaka to będzie piosenka. Nawet Marta, siedząca w osłupieniu przy stoliku. Gapiła się na niego, tak, to było to, ona się wgapiała.
Jak w obrazek, w bóstwo, nawet łzy nie chciały w tym momencie przeszkadzać w oglądaniu. Gdy wejście zostało zagrane wszedł Axl ze swoim przepięknym, fantastycznym wokalem, a piosenka..była wręcz cudowna..


She's got a smile that it seems to me 
reminds me of childhood memories 
where everything 
was as fresh as the bright blue sky 
now and then when I see her face 
she takes me away to that special place 
and if I stared too long 
I'd probably break down and cry
Sweet child o' mine 
Sweet love of mine.

Śpiewał z przymkniętymi oczami, wczuwał się niesamowicie, było to widać. Marta w tym momencie siedziała z otwartymi ustami, wsłuchiwała się w tekst z niedowierzaniem, nie wiedziała dla kogo to napisał, jednak..bardziej dziwiły ją słowa. 

Za to Axl, śpiewał dalej, nie przerywał ani na chwilę, w tym samym skupieniu, z przymkniętymi powiekami, wczuwał się, jak już było wspominane. W czasie solówki gitarowej jedynie otworzył oczy, od razu kierując je w stronę publiczności, chciał ją odszukać, dowiedzieć się...czy w ogóle przyszła. Znalazł swoją zgubę, zauważył ją, ich spojrzenia na chwile się spotkały. Przerwał im - znów - Slash, kopną Axla, musiał znów śpiewać, a nie psuć tutaj show.

she's got eyes of the bluest skies 
as if they thought of rain 
i hate to look into those eyes 
and see an ounce of pain 
her hair reminds me of a warm safe place 
where as a child I'd hide
and pray for the thunder 
and the rain to quietly pass me by 

sweet child o' mine 
sweet love of mine

Znów przerwa, a on znów szuka jej wśród osób z publiczności, nie do wiary, ale znów patrzą sobie w oczy, może nawet nie jest świadomy, że to na nią patrzy. Trwa to pół minuty, no góra minutę, ale dla Marty są to wieki, aż trudno jej oddychać. Od samego wzroku, ale musi wytrwać. 


where do we go
where do we go now
where do we go
sweet child o' mine 


Dokończył, ciągnąc ostatnie słowa, wyszło przepięknie, każdy tak sądził, nie tylko Marta, dostali wielkie brawa, gwizdy i pokrzykiwania. Było to jedno wielkie niezapomniane show. Axl chciał jak najszybciej zejść ze sceny, aby ruszyć do osoby dla której to wszystko było. Jej słodkiej dziecinki..
Oboje chyba czuli się źle, Marta poczuła okropne zawroty głowy, domyśliła się, że winą jest alkohol, jak i powietrze gęste od dymu tytoniowego.

- Don..ja..muszę wyjść, zaraz się zrzygam, przepraszam. - wyminęła przyjaciółkę, podążając w kierunku świeżego powietrza. Ludzi było mnóstwo, przeciskała się przez ten tłum bardzo długo, jednak cel zaliczony. Gdy wyszła na zewnątrz przyćmiło ją na oczy, nie mogła ustać na nogach. Siadła na krawężnik obok wejścia do baru. Odpaliła papierosa. Była mimo wszystko zestresowana, patrzył na nią, krótko, ale patrzył, sama nie wiedziała co ma o tym myśleć.
W tym samym czasie Axl okrążał budynek, wyszedł drzwiami od zaplecza, inaczej pewnie za sto lat nie wyszedłby z tego baru. Nie wiedział co zrobić, co powiedzieć, chciał ją spotkać, jednak gdy było tak blisko bał się, że stchórzy. 

Zgasiła papierosa, wstała, otrzepała się, co było odruchem bezwarunkowym po czym obejrzała się, czuła się obserwowana, dziwny, przenikliwy wzrok na swoich plecach. Nie myliła się, była obserwowana, jednak nic nie zrobiła, nie powiedziała. Stała jak wryta, ze łzami w oczach, które nie wiedzieć skąd, wzięły się w jej oczach..


2 komentarze:

  1. Każdy rozdział coraz bardziej trzyma w napięciu , że w końcu się spotkają , a tu dupa.. : D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeeju, jaki Axl potrafi być uroczy ^^
    Nie żeby coś, ale Sweet Child O' Mine dało mi takie uczucie.. :)
    Dobra, lecę czytać dalej..

    OdpowiedzUsuń